Wybór dziecka



Miałem nieco inny plan na kolejny wpis, ale życie pisze najlepsze scenariusze. I tak wczoraj, nasza niespełna szesnastoletnia córka zapytała nas, co byśmy zrobili gdyby poinformowała nas, że nie chce chodzić do kościoła czy religię w szkole. Niby byłem na taki moment przygotowany, opisywałem to nawet we wcześniejszych wpisach, jednak gdy się wydarza - zawsze jest to sytuacja emocjonalnie trudna dla rodzica. Ale jak to? Co to w ogóle jest za pytanie? Skąd ten pomysł? Co poszło nie tak?
Zacznijmy więc od tego co wiem teoretycznie, a na koniec zdradzę jak ta sytuacja zakończyła się u nas w wymiarze praktycznym. Otóż dziecku w tym wieku nie jesteśmy już w stanie niczego nakazać (poza niezbędnymi sprawami z zakresu bezpieczeństwa), a dokonywanie za nie wyboru prawie na pewno przyniesie skutek odwrotny i pogłębi bunt. Bunt, który jest naturalnym poszukiwaniem własnej tożsamości, uświadamianiem smaku wolności i (a przecież to cel wychowania) usamodzielnianiem się. Jeżeli Twoje dziecko nie próbuje kwestionować Twojego autorytetu w okresie dojrzewania to może to być sygnał ostrzegawczy, że nie macie zdrowej relacji, że być może coś w sobie dusi, a wybuch może nastąpić niespodziewanie i zawalić Twój dotychczasowy obraz waszych stosunków, a także brutalnie pokazać, że Twoje dziecko jest kimś innym niż sobie kreowałeś. Dużo zdrowsze i bezpieczniejsze jest świadome, stopniowe poszerzanie pola wolności i mądre towarzyszenie w dorastaniu. Odnosi się to tak do kwestii fundamentalnych, do jakich w sposób oczywisty zaliczam wiarę, jak i z pozoru błahych jak muzyka, ubiór, fryzura. Poszerzanie pola wolności nie oznacza akceptacji wszystkiego, Twoje dziecko powinno znać Twoje zdanie na dany temat, jednak tam gdzie nie zagraża to jego bezpieczeństwu powinieneś pozostawić mu wybór. Przy jasnym wyklarowaniu swojej oceny. Przykład najprostszy: mam swoje określone, krytyczne zdanie na temat podartych spodni (kompletnie niezrozumiała dla mnie moda), natomiast nie zakazuję moim córkom noszenia takich. Mają w tym zakresie wolność wyboru adekwatną do wieku, ale znają moje zdanie na ten temat. I tu ważna uwaga: fakt dokonania przez nie wyboru niezgodnego z moją opinią, tam gdzie tą wolność im pozostawiam nie ma i nie może mieć żadnych negatywnych konsekwencji w naszych relacjach. Muszę to przyjąć do wiadomości i zaakceptować, a nie strzelać focha. Inaczej byłaby to wolność pozorna. Konkludując, Twoje dorastające dziecko musi coraz bardziej o sobie stanowić, natomiast Ty, zachowując zdrową relację możesz mądrze w tym procesie towarzyszyć, służyć radą, wyrażać opinie, rozmawiać, ale niczego nie narzucać.
Wracam do wczorajszej sytuacji. Padło pytanie, rzuciłem okiem na żonę - widzę, że ukrywa szok i zmieszanie. Sam też jestem zaskoczony, moja córeczka może w ogóle coś takiego rozważać? Inne córki, innych ludzi to i owszem, ale moja? Pierwsza otrząsnęła się żona i zupełnie spokojnie oświadczyła, że nie bylibyśmy w stanie jej powstrzymać gdyby podjęła taką decyzję. Natomiast wie, jakie jest nasze zdanie w tej kwestii. Coś tam próbowałem bąknąć - jednak wymądrzanie się teoretyczne na piśmie jest łatwiejsze - na temat relacji z Bogiem, Jego obecności w naszym życiu i tego typu rzeczy... Córka jeszcze raz dopytała czy pozwolilibyśmy jej na taką decyzję. Raz jeszcze potwierdziliśmy. Znam moje dziecko, widziałem wtedy w jej oczach olbrzymią ulgę, jakiś błysk potwierdzenia swojej autonomii, tą nieuchronną miłość wolności. Oświadczyła, że nie ma takiego zamiaru, że pyta czysto teoretycznie. Wielki głaz spadł mi z serca. Czy jej reakcja byłaby taka sama przy naszej innej postawie? Czy temat jest zamknięty? Tego nie wiem, ale co do jednego mam pewność: wczoraj moja dorastająca córka poczuła nasze zaufanie. A to bezcenne. 

Komentarze

  1. Odbieram to tak: dziecko zaczyna poszukiwać swojej tożsamości, zauważa że atrybutem osoby jest prawo wyboru. Przecież tu chodzi o godność....Dlatego zgadzam się z tym, co Pan napisał...świadome, stopniowe poszerzanie pola wolności, towarzyszenie dziecku w dorastaniu. Jesteście ciekawą Rodzinką ;) Będę tu zaglądać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie rozumiem rodziców, którzy nie pozwalają swoim dzieciom chodzić na religię tylko dlatego, że sami nie wierzą w Boga. Czy dziecko nie ma prawa do tego, by poznać Boga i nawiązać z Nim więź? Uniemożliwianie mu tego jest szczytem zarozumialstwa i ignorancji rodziców. W mojej opinii postąpili Państwo słusznie, choć nie rozumiem zupełnie Państwa reakcji. Skąd taki szok i zakłopotanie? Czy nie wynikają one czasem z egoistycznych pobudek? A może obawiają się Państwo, że Wasza wizja świata okaże się dla córki mniej przekonywująca niż ta, którą wyniesie z religii w szkole? Łatwiej byłoby uniknąć konfrontacji, czyż nie? Tak czy owak, życzę Państwu konsekwencji - skoro wyrazili Państwo zgodę, aby córka uczęszczała na religię, to starajcie się jej pomóc w poznawaniu tego przedmiotu nawet jeśli sami w to nie wierzycie. Jeśli będziecie ją zniechęcać, Wasza zgoda na udział w lekcji religii nie ma sensu i jest przejawem fałszywego podejścia do prawa wolności. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Halloween? Nie,dziękuję

Słów parę o potrzebie budowania zdrowego poczucia wstydu